Dawno temu Włodek wysłał nas na wakacje do hotelu Skanes el Hana w Tunezji. Był to piękny, ba, oszałamiający hotel 5 gwiazdkowy. Był. W 1973 czyli w roku jego budowy. To samo mogę powiedzieć o hotelu Wana. Jak był sieciowka best western to zapewne był ok. Teraz to jest ruina. Okazało się przy tym że za te pieniądze można mieszkać w 4 gwiazdach, ale w nie tak atrakcyjnym miejscu, czyli nad rzeką, tylko 15 minut spacerem dalej.
Ale nic to, człowiek zdobywa doświadczenie z wiekiem, następnym razem już wiemy, gdzie będziemy mieszkać w Malacca.
Wstalismy raniutko, wszamalismy po 3 tosty z marmoladą i juz o 11 ruszyliśmy w miasto. Piękne słońce, wszędzie hordy Chińczyków, chodzimy za przewodnikiem punkt po punkcie. Cudowne widoczki, mieszanka holenderski, chinsko, angielsko, hinduski, Malezji ko i co tam jeszcze przez to miasto przejechało buldozerem historii. Tylko -wszystko tyci tyci. Mury obronne Holendrów - 5 m bieżących, Little India taki kwartał 150x150 m, fort portugalski... ale o tym za chwilę. Jak później po liczyłem obejść toto można wszystko w 2 godziny.
Więc jak juz wracaliśmy do hotelu po nieudanej próbie zobaczenia meczetu na palcach, zostawiając junkers walk na wieczor, część grupy postanowiła pójść do hard rock Cafe. No cóż, to my szybciutko pójdziemy do Gonga, powiedziałem. U Gonga zamówiliśmy 2 gofry w kształcie rybki. I wróciliśmy tam gdzie zostawiliśmy Włodka. Którego nie było.
Poszliśmy do HTC pusto, do Gonga, tez ich nie ma. Ulica w lewo, nic w prawo, tez nic. Oczywiście każde nic wypełnione chinczykami.
Wróciliśmy do hotelu i dawaj szukać, co tu jeszcze można zobaczyć. Na noszę na mapę poi-e i wychodzi na to że przegapilismy Famosa, czyli portugalska twierdzę, hm, ale BYLIŚMY obok! Ustaliliśmy trasę i pędzimy przez chińskie świątynie i słynny sklep Madame King's z podróbki butów i torebek, Little India i big china, gdzie patrzą się na nas dziwnie. Ale dzięki temu poruszając się zygzakiem widzieliśmy więcej niż przewodniki opisują. Wreszcie - Famosa. A tak, byłem tu rano. Widziałem większe budki z hot domami na Marszałkowskiej. Cykl i lecimy dalej. Jonkeeeers! A tu zaczyna się błyskac. Idziemy, ryzykuje. kolejne pasujące kotły i ciupagi, przepraszam, zabawki z Chin. Jak na Krupówkach. Robimy ostatnie zakupy pamiątek i biegiem do hotelu w pierwszych kropla ch deszczu. I tu niespodzianka - przed naszym hotelem jest śpiewająca fontanna, o której nikt nie napisał.