Pewnego razu Kinga spotkała Wikinga. Ten, chociaż w garniturze, był jednak trochę nieokrzesany i nieogolony i, co jest dla tej historii najważniejsze, lubił podróże. Nade wszystko zaś preferował podróże koleją, bo latać samolotami troszkę nie lubił. Nie było w tym nic dziwnego, bo przecież stara maksyma Wikingów uczy nas, że gdyby bogowie chcieli, żebyśmy latali, to rozdali by nam młoty. Innym powodem, dla którego nie latał było to, że nie bał się nikogo i niczego, a przecież właśnie strach ma powszechnie znaną moc dodawania skrzydeł*.
Pech chciał, że Wiking pracował ze Słynnym Podróżnikiem, który latami namawiał go na podróż do Azji. Namawiał, namawiał i namawiał, aż w końcu namówił. I pojechali razem, a nawet pełnym półtuzinem. Z relacją z tej podróży, spisywaną na bieżąco przez Słynnego Podróżnika, można zapoznać się na blogu wjkrzy.geoblog.pl. Poniższy blog stanowi spisaną po powrocie relację Kingi i Wikinga. Jak było na prawdę - nikt już nigdy się nie dowie. Co zdarzyło się w Azji, zostaje w Azji.
* Patrz: Asterix i Wikingowie.