Geoblog.pl    tlk    Podróże    Fall in Saigon    Din Tai Fung
Zwiń mapę
2017
26
wrz

Din Tai Fung

 
Malezja
Malezja, Kualalumpur
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 14812 km
 
Nawigacja szaleje, a tu każdy metr się liczy. Od dwóch godzin nie mamy wody, a do przejścia jeszcze ze 300 metrów. Wreszcie pojawia się napis - wejście do Pavilon KL. Z zewnątrz budynek przyzwoity, ale taka stodoła trochę, mało błyszcząca, jak na świątynię rozpusty. No ale w środku jest na czym oko zawiesić. 9 kondygnacji, z tego chyba 4 pod ziemią, dwa piętra z samymi restauracjami. Szukamy tej naszej. Czuję, że za chwilę mózg mi eksploduje z wysiłku i przegrzania, bo nie umiem zrozumieć, gdzie mam iść. Po jakimś czasie dociera do nas, że oni numerują kondygnacje od dołu, a nie od parteru, więc weszliśmy z ulicy na piętro 4.
Stop, dalej nie idę, siadamy przy budzie z sokami. Tzn. w Bangkoku  to będzie buda z sokami. Tutaj nazwijmy to punktem doboru napojów aktywizujących. Pan się pyta, czego potrzebujemy, energii, oczyszczenia, czy napój ma być słodzony miodem czy sokiem winogronowym. Wody? Płacimy, 27 RMB za dwa napoje, siadamy i czekamy. A pan miesza, kroi, sieka, wyciska, wstrząsa. Wody? Wreszcie gotowe, można odebrać. Do kompletu daje piękny widelec do wyjadania owoców. Ciecz można dostać albo w kubeczku albo w woreczku strunowym do zabrania do domu. Dobre, nie powiem, warte kwoty. Dygresja: aLIVE - w każdy piątek turyści mają ponoć promocję buy 1 get 1 free.
Teraz już mogę myśleć, to wymyśliłem, gdzie czeka na nas obiad. Idziemy na 6 piętro.
Restauracja Din Tai Fung jest nie tylko rozpropagowana przez Program 3 Polskiego Radia, ale również wspomina się o niej w przewodnikach Michelina. Podają tam coś na kształt kuchni chńskiej, ale autorskiej, np. robią dimsumy z truflami. Poprowadzili nas do stolika, posadzili, obok stolika gustowne krzesełko dla dziecka, a nie, to specjalny mebel do odkładania plecaków, który następnie przykrywają serwetką, żeby nie psuć widoku innym gościom. Dostaliśmy menu i kartę do wypełnienia zamówienia. Menu (grubaśna książka z obrazkami w 3 językach) zaczyna się od historii firmy, historii ich autorskiej wersji pierożków z zupą w środku (moment!), ilustrowanej instrukcji ich jedzenia. Po dłuższej obserwacji sali i menu nadal nie wiem, jak się zachować. No to - koniec języka - proszę pani, bo my tu jesteśmy pierwszy raz, o co chodzi, jak mamy to zamówić i ile? Pani wytłumaczyła, że to i to, to warto spróbować, trufli nie bierzcie, bo macie w domu (!!!), wypełnijcie kartę, jak będziecie gotowi, to przyjdę i sprawdzę, czy wszystko jest ok. No to: sałatka firmowa, ogórek na ostro, pierożki firmowe z kurczakiem, dumplingi z porkiem i warzywami oraz buny z grzybami i warzywami. No i chryzantemowa herbata. Pani przyszła, pochwaliła zestaw. I zaczyna się przedstawienie. Przynoszą na stół kolejne rzeczy, pierożki w koszykach zaparowane ustawiają w wieżę, nowe pod spód, zaczęte na górze, herbata w dzbanku pachnie. Jakieś miseczki dają, sosy do maczania, herbatka w maleńkich czarkach - cyrk. Samo jedzenie tych pierożków wymaga poświczenia: złapać, zamoczyć w sosie, położyć na łyżeczkę, zrobić dziurkę pałeczką, żeby ulał się wywar ze środka i wydobyły się smaki, zjeść. Człowiek by zrobił zdjęcia, ale głupio, przecież to Michelinowa restauracja. Dla ciekawskich - mają piękną stronę ze zdjęciami. Całość 73,20 rm. Czyli 60 pln.
Napchani po uszy ruszyliśmy do atrakcji nr 4.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (1)
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 5.5% świata (11 państw)
Zasoby: 125 wpisów125 12 komentarzy12 666 zdjęć666 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
14.08.2019 - 16.08.2019
 
 
31.05.2019 - 15.06.2019
 
 
08.09.2017 - 01.10.2017