Marne (biedne) jedzenie i wpadki personelu pokładowego (zalali w naszej okolicy 3 osoby) starał się zatuszować pilot, który przelatując obok pasm gór robił zwroty, żeby obie strony kadłuba mogły podziwiać widoki. Pogoda była idealna do takich obserwacji. Potem kolejny film i jeszcze jeden i wreszcie śniadanie, czyli obiad. I tu niespodzianka - dali nam zamiast normalnego śniadania po kanapce grillowanej do ręki. Druga niespodzianka, pan pilot powiedział, że na ekranie można sobie zobaczyć dane połączeń transferowych. Lot do Warszawy odlatuje o 19:30, a nasze lądowanie przewidziano na 19:07. Panie kochany, to jak mamy zdążyć na ten samolot? O, przecież nie ma żadnego problemu, tyle lata tego do Warszawy, że na pewno jakieś miejsca się znajdą na inny lot, powiedziała pan steward i się uśmiechnął od ucha do ucha.
Spokojnie mogę powiedzieć, że Austrian Airlines miał nas w dupie. Ani nie wypuścili nas w pierwszej kolejności, ani nie zorganizowali ścieżki transferowej. Podstawili pod samolot z 10 autobusów i tylko nasze wyczucie pozwoliło wsiąść do takiego, który odjechał jako drugi.
Gdy podbiegaliśmy do naszej bramki na lot do Warszawy, panie z obsługi właśnie z niej schodziły. Zeskanowaliśmy bilety i czekaliśmy, aż się otworzą. Wreszcie błysnęło zielone światło. Pani uchachana stwierdziła, że mamy szczęście i poszła dalej.
Wsiedliśmy do samolotu jako ostatni pasażerowie.