W tym roku mieliśmy jechać do Turcji na golfa, ale Mecenas się wyłamał, w pracy mamy Sajgon, ale tam już byliśmy, więc postanowiliśmy pojechać w kompletnie obce dla nas miejsce czyli Balaton i okolice. I to na dodatek samochodem.
Zamiast wyjechać zgodnie z planem o 8 rano wyjechaliśmy o 13. Niby żadna to różnica, z Warszawy wyrwaliśmy się bez wielkich korków a do pitstopu (Ostrava) według nawigacji mamy 4h30. Jerozolimskie, autostrada, tempomat na 130, w radiu gra Johnny Cash.
No to wio, BumbleBee.