Przebijamy sie przez remonty, budowę autostrady i utykamy w godzinach szczytu w Częstochowie. Co ja zawsze mówię? Że na wakacje lata się samolotem? Przez 3h to bym doleciał do Afryki a ja stoję w korku na wjeździe na autostradę której jeszcze nie wybudowali. O ironio, wychodząc z domu cofnąłem się po gotówkę, żeby było na opłatę. Naiwnie myślałem, że skoro nad morze jedzie się w komfortowych warunkach, to i w góry będzie z rury. A tu klops. Podejrzewam, że gdyby pojechać krakowską, to byłoby szybciej niż katowicką w remoncie.
Dygresja. Czemu tak jest, że do Gdańska jest droga i do Kielc jest droga, a jakoś do Katowic budowa idzie opornie. Czyżby żaden polityk w tamtym kierunku nie jeździł? A może chodzi o to, że do Częstochowy chodzi się piechotą?
Na dodatek kupiliśmy najdroższe paliwo w tym świętym mieście. No to wio.