Dzisiaj po śniadaniu dotknęliśmy wreszcie morza. Nie wiem, czy na wszystkich Polakach odpływ robi takie wrażenie, ale ja tym fenomenem jestem zafascynowany. Jeszcze przed chwilą tutaj było morze, a teraz można chodzić po jego dnie suchą stopą. Może to przez Kometę nad Doliną Muminków? Idzie człowiek po dnie, z którego wystają kawały połamanej rafy koralowej, jakieś kamienie, muszle, a między nimi uciekają wraz z cofającą się wodą malutkie kraby i rybki. Schnąca rafa wydaje dziwne, strzelające dźwięki, które są dosyć niepokojące, przyznaję, zwłaszcza dla osób spodziewających się, że z dna zaraz wyjdzie jakiś większy krab (w drodze do BKK oglądałem "Life" i "Kong", brr...).
Przez pół dnia na plaży budowali coś w rodzaju plecionej z kwiatów bramy z firankami, do której prowadził szpaler 6 pochodni, spodziewaliśmy się więc jakiejś imprezy. Panowie przez dobrą godzinę nie poradzili sobie z równym wbiciem bambusów, na których bramka była zamontowana, więc postanowiliśmy dla zabicia czasu znowu wybrać się do 7/11 (4 km w jedną stronę, przypominam). Na targu u "naszej" pani od bułeczek kupilśmy dwie kolejne (oznaczone zielonym i chyba brązowym napisem, w odróżnieniu od poprzedniego żółtego), a u "naszej" pani od ciasteczek/podpałek do grilla kupiliśmy coś jak kukółcze gniazda i suszone banany wielkości daktyli (pierwotnie myślałem, że to są kawałki bananów, ale nie, to są mikro banany). W nagrodę za wierność pani wręczyła nam po takim 5 cm bananie smażonym w cieście. Aż boję się pomyśleć, co to będzie, jak wrócimy trzeci raz.
Potem poszliśmy na obiad. Massaman curry i kuciak smażony z imbirem i warzywami. Dobre, aczkolwiek pani przesadza z ziemniakami, które dla niej są rarytasem, a dla Polaka... wersja z pl. Bankowego z fioletowymi ziemniakami (3 plasterki) bardziej do mnie przemówiła, jeżeli chodzi o egzotyczność, natomiast wreszcie przeczytałem, jak to się robi i spokojnie jest to do powtórzenia w domu. Bez ziemniaków. Sok z ananasa... powala na kolana. Nie wiem, co to był za ananas, ale przecier z niego był biały.
Wróciliśmy do resortu akturat na koniec zachodu słońca, a po imprezie było już posprzątane. Ślub z weselem w 3 godziny - iście azjatycka prędkość.