14:30 wylądował
W drzwiach terminala czekala na nas pani z tablicą z wypisanymi nazwiskami transferowiczów. Bezbłędnie. Ręcznie. I zaprowadziła nas do terminala 1, na którym będziemy czekać przez 4 godziny na samolot do Hanoi.
Zjedliśmy po hotdogu, ciastku francuskim z ananasem (znowu świeży ananas pokazał swoją wielkość) lub świnką i kawałku rolady z pandanem za 220 BTH (stanowisko z wypiekami przy restauracji, w której nie było miejsc), czyli jak na ceny lotniskowe darmo. Zostały jeszcze 3 godziny.
Udało nam się przy kolejnym obrocie znaleźć miejsce do siedzenia i zamowilismy 2 herbaty. Na razie przynieśli pierwszą, jaśminową (105). Czekamy na tai chai z mlekiem.
Potem przynieśli kakao. Albo oni się pomylili, albo ja. Nieważne.
Potem przynieśli rachunek na 570 BTH. Gdyby nie to, że były na nim 3 pozycje, to pewno bym zapłacił i tyle. Ale tak, to zauważyłem i cofnąłem. Po chwili pani przyniosła prawidłowy, na 2x105x1,1 (10% za obsługę). Nie wiem, czy przy takich błędach można doliczać sobie jeszcze 10%.
Ponieważ przed samym gatem jest wielka sala, w której czeka kilkuset ludzi z całej Azji (odprawiają tu 6 samolotów), kaszlących, jedzących zupki w kubkach, dłubiących w nosie, czyszczących uszy... postanowiliśmy czekać gdzie indziej. A w zasadzie łaziliśmy tam i z powrotem po całym terminalu - od strefy transferowej do zejścia do gate'u. Przy okazji stwierdziliśmy, że toalety w różnych częściach terminala są w różnym standardzie i różnie utrzymne. Znaleźliśmy więc taką, która znajdowała się w praktycznie nieużywanej części terminala.
I tak przetrwaliśmy do odlotu. A odloty są tutaj zawsze jednakowe. Pilot z piskiem opon podjeżdża do pasa startowego, bez stawania dodaje gazu i wio.