Geoblog.pl    tlk    Podróże    Fall in Saigon    Zatoka w słońcu
Zwiń mapę
2017
20
wrz

Zatoka w słońcu

 
Wietnam
Wietnam, Ha Long
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 12385 km
 
Ha Long to miejsce magiczne, które pięknie wygląda na każdym filmie. Wystarczy pokazać ujęcie wyspy i od razu wszyscy wiedzą, że jesteśmy w południowo wschodniej Azji, gdzie wszystko jest możliwe. Z tego też powodu co roku milony ludzi przyjeżdżają do zatoki, żeby zrobić sobie zdjęcie na tle tych wysp. Zwykle nic z tego nie wychodzi, bo w Wietnamie pada od maja do listopada. Czasami przez wyspy przechodzi tajfun, tak jak w zeszłym tygodniu.
Zdecydowaliśmy się na wycieczkę do zatoki oferowaną przez hotel, za $65 od osoby. Później na ulicy zobaczyliśmy, że takie wycieczki są po $25 od osoby. Teraz możemy już w spokoju powiedzieć, że jest różnica pomiędzy takimi wycieczkami i to nie tylko w cenie.
Ale od początku.
Bus odebrał nas z hotelu o 08:15, czyli prawie o czasie. Niestety był już pełen, zostały tylko miejsca "na kole", które pozostawiały dużo mniej miejsca na nogi. Za to na miejscach normalnych (czyli 50 cm na nogi) siedziały tabuny chińskich turystów. Parka przed nami niemalże natychmiast po ruszeniu rozłożyła siedzenia, co spowodowało, że my musieliśmy siedzieć skosem. Co tam, 
nawigacja podpowiedziała, że na miejscu będziemy za 3 godziny, damy radę.
Tu mała dygresja: jazda po drogach szybkiego ruchu oznacza w Wietnamie prędkość przelotową 35-40 km/h. Pomimo istnienia 2 pasów w każdą stronę nasz charczący i wyjący autobus nie był w stanie jechać szybko prawym pasem, gdyż jechały nim skutery (w obie strony). Nie mógł też jechać szybko lewym pasem, gdyż toczyły się po nim ciężarówki, które nie mogły zjechać na prawy pas, ze względu na  skutery. Nie można było również wyprzedzić ciężarówek "środkiem" drogi, gdyż jechały nim skutery, wyprzedzające ciężarówki. W co bardziej niebezpiecznych miejscach pasy drogi były rozdzielone płotkiem, co w mojej ocenie tylko wprowadzało większy zamęt, gdyż przy płotku jeździły wtedy skutery - pod prąd.
Po dwóch godzinach dyskomfortu dodatkowo wzmacnianego tym, że co kilometr jezdnia kończyła się uskokiem lub progiem powodującym, że autokar spadał jak z krawężnika lub walił felgami w krawężnik, pan przewodnik zapukał w mikrofon i powiedział, że za chwilę zatrzymamy się na przerwę, gdyż pokonaliśmy połowę drogi. Cooo!!!???
Przerwa odbywała się na terenie fabryki rękodzieł (w tym rzeźby i fontanny, których niestety nie uwieczniliśmy), dostarczalnych drogą morską według załączonego cennika.
Po 4,5 godzinach dotarliśmy do celu. Zatoka Ha Long była przed nami. Każdy z wycieczkowiczów otrzymał bilet (nie drzeć, nie moczyć, nie gubić) który uprawniał do uczestnictwa w poszczególnych etapach podróży. Każdy etap był połączony z dziurkowaniem w stosownych mielscach biletu przez biletera.
Pierwsza atrakcja - lunch na łodzi (13:00). Ponieważ stoły były 6-osobowe, nasz przewidnik dobrał nas w grupy. Niesamowite wrażenie zrobili na mnie nasi współbiesiadnicy, dla których jedzenie pałeczkami było czymś naturalnym.
Po lunchu pozwolono nam wyjść na pokład. I wreszcie mogliśmy podziwiać wyspy i doceniać różnicę pomiędzy wycieczką za 25 i 65 dolarów: nasz stateczek miał dach nad pokładem widokowym. Pocieszamy się, że to właśnie te 40 dolarów różnicy. Okazało się, że długa podróż zadziałała na naszą korzyść, bo właśnie słońce zaczęło wychodzić zza chmur, a niektóre statki już kończyły rejs. Potem było pływanie między wyspami, zwiedzanie zatok ukrytych wewnątrz wysp (ciekawe, czy jest na słowo, bo atol przecież nie), zwiedzanie jaskini, herbatka jaśminowa na statku i koniec. A wszystko to w pełnym tropikalnym słońcu. Nie chcę, żeby "koniec" zabrzmiało pejoratywnie. W połowie jaskini  modliłem się, żeby już nic więcej nie było do oglądania. Dopiero po powrocie dotarło do mnie, że byłem tak zmęczony, że nie zrobiłem sesji zdjęciowej "sardynce" nad zatoką (16:30).
Powrót - 4,5 godziny z przerwą w połowie drogi w innej manufakturze.
Wrażenia: warto pokonać tę trasę, żeby zobaczyć prowincję. Tempo rozwoju jesta tak wielkie, że nowe drogi (przynajmniej tak wyglądały) już są poszerzane, a w planie są jeszcze szersze, co można ocenić po budowanych węzłach. Jechaliśmy prze pół godziny obok cegielni, które dostarczały tak potrzebnego budulca do budowy nowych domów i dobudowywania kolejnych pięter w istniejących. Wrażenie robią też przydomowe cmentarze na polach ryżowych. A zatoka? Natura zawsze robi największe wrażenie. Czy jest to zatoka Ha Long, czy Wielki Kanion, czy Sahara, wszystkie dzieła ludzkich rąk przy tym blakną.
Jeżeli będziecie kiedyś w pobliżu, wpadnijcie na 2 dni do Hanoi i odwiedźcie zatokę.
Przed powrotem do hotelu postanowiliśmy pójść na sok z bambusa wyciskany na rogu. Pani skończył się lód, sąsiedzi też nie mieli, dostaliśmy więc dużo więcej pysznego napoju, ale w temperaturze otoczenia. Pewno 30 stopni. Był pyszny.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (20)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 5.5% świata (11 państw)
Zasoby: 125 wpisów125 12 komentarzy12 666 zdjęć666 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
14.08.2019 - 16.08.2019
 
 
31.05.2019 - 15.06.2019
 
 
08.09.2017 - 01.10.2017