Hanoi postanowiło pożegnać nas deszczem. Całe szczęście w tej części świata deszcz trwa krótko, bo nie ma to jak start w takich warunkach.
Po śniadaniu poszliśmy zobaczyć jeszcze jedną atrakcję turystyczną czyli - jak mniemam - starą bramę w murach miejskich. Oficjalnie mówię, że widzieliśmy wszystko, co polecały przewodniki. W Hanoi została nam tylko wycieczka do Sapa i Perfume Pagoda. Ewentualnie nie obeszliśmy części French Quarter. Wczoraj zrobiliśmy 21861 kroków (17.11 km). Razem w dwa dni ponad 40 km. Buty zaczynają nam się rozpadać.
Taksowka zamowiona na 10:00 byla nawet przed czasem. Byłem tak zmęczony, że nie przypomniałem taksówkarzowi, że lecimy lokalnie, więc zawiózł nas na terminal 2 International. Podchodzimy do tablicy a tam naszego samolotu brak. Myślę sobie - będzie powtórka z Warszawy, tyle że tutaj na bilecie napisali: firma nie gwarantuje że samolot poleci, a jak nie poleci, to radź sobie sam; sugerujemy wykupienie ubezpieczenia.
No to skup do informacji, pani łowi pokemony, więc pytam się grzecznie co jest. Pani mówi, że trzeba pojechać busem na t1 i wraca do pokemonów. A gdzie znajdziemy ten bus? Na parterze. I patrzy się na mnie jak na idiotę bo przecież to jest jasne.
Bus oczywiście staje przy liniach narodowych, my lecimy komerchą, czyli 48% kapitału australijskiego. Z nowych nietypowych rozwiązań, to tutaj każą zdjąć buty każdemu. Polecam skarpetki albo użyć żelu odkażającego do rąk.
Czekamy na samolot (bramka otwiera siÄ™ o 12:20).
Pod naszym terminalem stoją 2 dreamlinery tanich linii narodowych. Latają na połączeniach lokalnych.