Ponieważ bardzo lubimy KL, żeby tu wracać, musimy wyszukiwać kolejne miejsca do odwiedzenia, co pozwala wypełnić czas pomiędzy posiłkami i innymi stałymi elementami - np. kupowaniem jajek w Central Market. Na dzisiaj przygotowaliśmy tylko dwie atrakcje, wydawało się, że proste i nie wymagające wielkiego wysiłku. Otóż obok naszego hotelu (1,1 km do przejścia) jest wzgórze pokryte dżunglą, częściowo zamienioną w ogród botaniczny.
Zjedliśmy zatem nasze siew pau z kawą na śniadanie i pełni złej energii (jest coś perwersyjnego w jedzeniu świniny w muzułmańskim kraju) ruszyliśmy w drogę. Nawet bez większych problemów udało nam się dojść na miejsce, wypijając po drodze butelkę izotoniku.
Ogród botaniczny podzielony jest na kilka części: orchidee, hibiscusy, cenne drzewa owocowe, bambusy itd. Trudno rozpoznać, które rośliny są "ogrodem botanicznym", a które zwykłą zieleniną, bo wszystkie są egzotyczne. Całość jest dopiero w budowie, więc pełnego efektu jeszcze nie ma. Obok jest park z motylami (25 rm - może następnym razem) i ptaszarnia z wolno latającymi ptakami - wielki kawał lasu przyktyli siatką i pod nią żyją sobie ptaki, chyba również bociany. Nie weszliśmy, bo jakoś nie było weny po wczorajszym odwodnieniu (patrz: http://wjkrzy.geoblog.pl/wpis/218930/kl-orchid-garden-bird-park). Hodują też jakieś lokalne jeleniowate, chcąc je uratować przed wyginięciem. Oprócz tego żyją w lesie różne dzikie zwierzęta, podobno nawet warany udało się zaobserwować. My widzieliśmy na oko metrową jaszczurkę, wiewiórkę i coś jakby orła czy jastrzębia krążącego nad lasem. Całość poprzecinana jest strumyczkami spływającymi do jeziora, porobili jekieś wodospady, fontatnny, dziwne budowle - jak to w parku. Przeleźli, zdjęcia zrobili, zaliczone.