Żeby mieć czyste sumienie obszedłem po śniadaniu (Mon Kee siew pau) wszystkie okoliczne uliczki i we wszystkich miejscach produkty pieczone zostały zastąpione parowanymi bunami. Tak więc informacja na google maps o tym, że za Petaling Street obok stacji LRT jest Mon Kee stall należy między bajki włożyć.
Ale z drugiej strony do Pavillon KL są 2 czy 3 stacje. Również na klia2 w drodze z przylotów do KLIA Express jest stanowisko Mr. Siew Pau. Jakoś da sie przeżyć.
Ponieważ ten hotel nie daje żadnych przywilejów osobom mającym status genius na booking.com, musieliśmy opuścić pokój do 12:00. Zostawiliśmy bagaże w przechowalni i ruszyliśmy pokornie do pobliskiej atrakcji turystycznej, czyli Central Market, est. 1888, wesprzec lokalny PKB. Pojawiły się nowe wzory szali, udało nam się kupić jajka wielkanocne, ale generalnie wydaje się, że to źródełko wysycha. Królują za to wszędzie zegarki marki Daniel Wellington (ceny od 30 rm), o zgrozo sprzedają wzory takie, których nie da się kupić w Europie, bo ich DW nie produkuje. Na ile pamiętam detale oryginału, niektóre egzemplarze były idealne, aczkolwiek te sprzedawane były tak zniszczone, że się nie zdecydowałem. Za tę cenę opłaca się kupić zegarek dla samego paska, który kosztuje 110 zł. Znaleźliśmy również sklep, który oferował DW nawet w oryginalnych pudełkach i torebusiach, ale to z kolei były "wariacje na temat DW".
Uwineliśmy się więc szybko (45 min) i pojechaliśmy na lotnisko. 400 metrów do stacji LRT (ponieważ jest w remoncie jeden z pasażerów pokazał nam gdzie są ruchome schody, a potem dopilnował, żebyśmy wsiedli do dobrego pociągu) udało nam się jakoś przeżyć, potem krótka walka z bramkami na KLSentral - karty znowu nie działały - i siedzimy w pociągu. Na lotnisko jedzie się 28 minut (w 99,98%, jak głoszą napisy na plakatach), na miejscu zabijemy czas pozostały do odlotu.