Tanie lotnisko Don Mueang nie przypomina taniego lotniska KLIA2, aczkolwiek warto latać malezyjskimi AirAsia, bo wysiada się do kołnierza, a nie do autobusu. Tajskie AA jest jakieś biedniejsze, nawet menu obiadowe mają skromniejsze.
Idziemy, idziemy, idziemy, kontrola paszportowa. Jak cepem w łeb. Panie sobie gadają, ktoś poszedł po obiad dla zespołu i teraz roznosi styropianowe pudełka, ktoś inny rozdziela przyniesione napoje chłodzące. A kolejka czeka. Coś drgnęło i znowu stoi - trafili się jacyś dziwni pacjenci z dziwnymi paszportami. Musieli szefostwo wzywać, konsylium robić, a wszystko na luziku, tu siorbnie tu skubnie. Wreszcie my, dobrze mieć paszport UE, bo to coś wszyscy umieją obsłużyć, pyk bum, następny. Nawet mi zdjęcia nie zrobili (poznaje się to po tym, że na Suvarnabumi każdemu jak robią zdjęcie, to kamerką ruszają, żeby było dobre). Swoją drogą - na wiatrak zdjęcie, jak ja mam biometryczny paszport!!!
Mamy takie opóźnienie, że nawet już przypominają pasażerom lotu z KL, żeby zabierali toboły z taśmociągu, bo następny samolot już czeka.
No to idziemy łapać taryfę. Byłem tak zmęczony, że dałem się zaciągnąć babie z agencji do kantorka, ile? 700, w zeszłym tygodniu było 500! ale dzisiaj jest 700. OK. Ta za telefon, dzwoni tu, tak, wreszcie mówi, że nie da rady, bo nie ma żadnego samochodu wolnego. Nawet przepraszam nie powiedziała.
No to idziemy łapać taryfę przed lotniskiem. Okazuje się, że tutaj też jest system numerkowy, 4 stanowiska załatwiania taksówki, 3 działają. Przed nami 1000 Chińczyków. Kinga staje w kolejce, a ja idę szukać innej agencji, jest, 700, dzwoni, dzwoni - siadaj tutaj, taksówka będzie za godzinę. Za godzinę laska, to ja chcę być na Rambuttri na obiedzie! Wracam do Kingi, a ta purpurowa. Do naszego stanowiska utworzyły się dwie kolejki i pani obsługuje je na suwak - raz lewa, raz prawa. To ja staję w drugiej kolejce, która jest obsługiwana przez 2 stanowiska, po chwili zamykają stanowisko numer 4, ale i tak moja kolejka jest szybsza. Oczywiście nikt nie umie chińskim turystom wyjaśnić, że coś im się w tych głowach pomieszało, a pani z obsługi jest wszystko jedno. Chińscy turyści mają wszystko w dupie. Nie wyłączają telefonów w trakcie lotu, nie zapinają pasów, wszystko im obsługa musi po 10 razy mówić. Dzisiaj nie mogliśmy przejść chodnikiem, bo sobie usiedli po obu stronach i piją wodę. Normalnie powiedziałem "przepraszam" po polsku, a potem łokciem i do przodu. Coś tam krzyczeli za nami, ale byłem ponadto.
No to mamy taksówkę. Dostałem papier z instrukcją, z której wynikało, że mam zapłacić według licznika (nie? naprawdę?) + 50 THB dla kierowcy + opłaty za autostradę. Pani taksówkarz była taka miła, że jechała POWYŻEJ ograniczenia prędkości, a nie 10 mniej. Na dodatek jechała tak, jak pokazywała moja nawigacja, więc po prostu wiedziała, dokąd jedzie. Licznik wskazywał 299 THB... + 50 + 120 za autostradę. Ja im pokażę, jak dociągną kolej na lotnisko (jeszcze ze 300 metrów przęsła im brakuje), to będę jeździł koleją.
Jedziemy, a nad nami zaczyna się burza. Pioruny walą tak, że niebo jest białe.