Zacznę od skojarzenia - wapienna skała wyrastająca spod zamku niezmiennie kojarzy mi się z Minas Tirith. Więc i te dwie wieże wyszły naturalnie.
Na terenie starówki Veszprem została nam już tylko jedna atrakcja - wejście na wieżę strażacką, z której rozpościera się widok na całą zabytkową i willową część miasteczka. Samo to w sobie jest już wielkim przeżyciem, ale widok latającego nad miastem bociana jest czymś dla mnie szokującym. Zaobserwowaliśmy, że Węgrzy mają w swoich miasteczkach bardzo dużo bocianich gniazd, które nie są przypadkowe - widzieliśmy w tym roku puste, specjalnie przygotowane miejsca do założenia gniazda. I gdy taki bocian chce się wydostać z miasta i zapolować na myszki i żabki musi wylecieć z miasta, do czego wykorzystuje prądy wznoszące i majestatycznie kręci korkociągi na niebie.
Następna atrakcja - ZOO - została ograniczona do fotki przy bramie, gdyż nie po to tu przyszliśmy. Przyszliśmy bowiem oglądać dinozaury poukrywane w pobliskim lesie. Po godzinie łażenia poddaliśmy się i poszliśmy na drugą w tym dniu wieżę widokową, tym razem zbudowaną z metalu w kształcie klepsydry, której matematyczne i fizyczne parametry były opisane na tablicach zamontowanych w jej pobliżu, ale - jak zwykle - nasz węgierski nie był wystarczający.
Po opanowaniu lęku wysokości i zrobieniu stu zdjęć horyzontu, poszliśmy do pobliskiego klasztoru z ogrodem (wg. googla ludzie spędzają tam średnio 1,5 h), który okazał się opuszczonym kościółkiem z wykopanymi fundamentami zniszczonych zabudowań (10 minut), a ogród okazał się restauracją z ogródkiem, wypełnionym po brzegi lanczującą klientelą. Dla mnie wielką atrakcją było obejrzenie sklepienia zbudowanego z cegieł, które trzymały się nie wiem czego. Niby zasadę rozkładania sił pojmuję, ale ta środkowa cegła na oko powinna wypaść na podłogę. A całość trzyma się już kilka wieków.
Drogę do domu wskazał nam drogowskaz - do zamku 2,2 km - co jest najlepszym dowodem na prawdziwość teorii względności. Droga do klasztoru, przez zalane słońcem miasto i parny las zajęła nam 75 minut, a powrotna, ścieżką nad potokiem, 20 minut. Przy okazji przeszliśmy pod pięknym mostem łączącym dwa wzgórza, który wcześniej podziwialiśmy z murów zamku.
W nagrodę za dzielność w odkrytej poprzedniego dnia lodziarni kupiliśmy zachwycające lody (6 kulek 1500 huf) i wróciliśmy do hotelu, w którym odkryłem, że po raz kolejny internet zrobił nas w balona. Dinozaury są, owszem, ale w ZOO. A to, że ktoś umieścił zdjęcia na mapie klikając na las... Trudno, obejrzałem dinozaury na zdjęciach.
Resztę dnia katowałem Metro. Co za szmira i popłuczyny i kalka i kopia. Dobrze, że tokaj smakuje wybornie.
14 415 kroków, 10,62 km, 362 kcal