Jezioro Neusiedler nie tylko jest płytkie, ale również podobno wysycha, w związku z czym cofając się pozostawia - używając skali - błotniste kałuże, w których żyją chronione ptaki. Ponieważ zafascynowało nas jak Austriacy podchodzą do różnych spraw, postanowiliśmy trochę skrócić wycieczkę i zamiast ten kawałek jeziora obserwować z brzegu węgierskiego, zatrzymaliśmy się w tym celu w Illmitz. No i właśnie.
Skoro to jest rezerwat ptaków, to nie można po nim jeździć samochodem; do tego celu służą specjalne wozy ciągnięte przez konie, poruszające się powoli po wyznaczonych trasach. W każdym wozie siedzi kilkunastu turystów, którzy radośnie strzelają fotki wszystkiemu co się rusza. Jeżeli komuś nie wystarczy taka atrakcja, to nad brzegiem kałuży znajdują się szałasy z sitowia, w których można się schować i czatować na ptaki. Oczywiście sama strefa zamieszkana przez ptaki jest niedostępna dla zwiedzających, gdyż odgradzają ją gustowne białe słupki z napisem STOP rozmieszczone w odległości uniemożliwiającej przekroczenie ich linii, czyli co 2 m. Ponieważ bardziej chodziło nam o odchaczenie, niż podglądanie życia dzikich praków, cyknęliśmy kilka fotek i pojechaliśmy do hotelu.
Nieodmiennie bawią mnie granice pomiędzy teraz zaprzyjaźnionymi, a kiedyś wrogimi państwami. Granica austriacko-węgierska składa się z budki po stronie austriackiej i wielkiego pokomunistycznego terminalu (dzisiaj już martwego) po stronie węgierskiej.