Zapomniałem wczoraj napisać, że wracając do domu prawie sobie zrobiłem krzywdę w kolano, gdyż zamiast patrzeć przed siebie oglądałem ozdoby na kominach, a tutaj chodniki są zabezpieczone przed wjazdem samochodów kamiennymi słupkami (zdjęcie w załączeniu). No i zatrzymałem się centralnie na takim słupku.
Śniadanie w hotelu jest godne ceny. Proseco i salami dają bez limitu, aczkolwiek ograniczyliśmy się do salami, bo nie wymyśliliśmy z czym połączyć proseco. Z jajecznicą jakoś nie wypada.
A po śniadaniu udało mi się znaleźć ostatnią atrakcję turystyczną w Balatonfured - punkt widokowy (kilato) i położoną obok jaskinię. Jak zwykle - niemalże w samo południe - ruszyliśmy więc wspiąć się na pobliskie wzgórze. W połowie drogi, gdy asfalt zamienił się na wysypaną kamieniami dróżkę, zostałem zapytany, po co było kupować tego jeepa, skoro w teren ruszamy na piechotę. Spokojnie odpowiedziałem, że ten samochód ma ładnie prezentować się na hotelowym parkingu. Gdy dotarliśmy do wielkiego krzyża na zboczu, uznaliśmy, że to jest właśnie to kilato, dopiero później, na zdjęciach satelitarnych zobaczyłem, że punkt widokowy był sporo wyżej. Nam ta wysokość do zrobienia kilku zdjęć wystarczyła. Oczywiście schodząc zapomnieliśmy o jaskini.
Ale za to dotarÅ‚o do mnie gdy tak staÅ‚em na szczycie, że niedaleko naszego miasta jest półwysep z jakimÅ› koÅ›cioÅ‚em/zamkiem na górce do którego ewidentnie prowadzi droga, wiÄ™c wróciliÅ›my biegiem (tzn. statecznym krokiem godnym temperatury powietrza) do hotelu, wÅ‚Ä…czyliÅ›my klimatyzacjÄ™ i ruszyliÅ›my w drogÄ™, prowadzeni przez googla.Â